Miłość mi wszystko wyjaśnia, Miłość wszystko rozwiązała, dlatego uwielbiam tą Miłość, gdziekolwiek by przebywała...

Karol Wojtyła

Rabin Hirschfield stawia tezę, którą odzwierciedla tytuł jego książki. Chodzi tu o przeciwstawienie się przeświadczeniu, rozpowszechnianemu przez lubujących się w dzieleniu, a nie łączeniu, że aby ktoś miał rację, ktoś z poza jego kręgu musi być w błędzie. A ponieważ jesteśmy przy zagadnieniu żydowskiej zagłady, rabin - co warte podkreślenia - demaskuje także inny mit: cierpienie jednych jest okropniejsze, jeśli ustali się, że inni cierpieli mniej.

Pisałam właśnie artykuł dla jednego z pism. Udałam się do waszyngtońskiej biblioteki publicznej i zaczęłam przeglądać książki. Sięgnęłam po jedną. Przyda się czy nie? Zaczęłam wertować. Rozdział VII zatytułowany był „Biskup z Oświęcimia”. Pozycja nie wrόciła już na swoje miejsce

Spośrόd dwudziestu synagog działających przed wojną w Oświęcimiu, mieście, ktόrego ponad połowa mieszkańcόw była Żydami, Chewra Lomdej Misznajot jest jedynym żydowskim domem modlitwy w sąsiedztwie Auschwitz, który nie został całkowicie zniszczony przez okupanta. Wnętrze tej bożnicy Niemcy zniszczyli i zamienili w skład amunicji. Po wojnie mała grupa ocalonych przywrόciła budynek do dawnej funkcji, ale synagoga została zamknięta, kiedy Żydzi opuścili Polskę. W latach 70. XX w. służyła za magazyn.

We wrześniu 2000 r. za cenę miliona dolarόw synagogę przywrόcono „do życia”. Obok powstało także muzeum, Żydowskie Centrum Edukacyjne, poświęcone życiu i kulturze Żydόw w przedwojennym Oświęcimu.

Oświęcim 2000

Rabin Brad Hirschfield, amerykański działacz żydowski, autor serii telewizyjnej „Budowanie mostόw. Abrahamowa perspektywa w dzisiejszym świecie” i owej książki, po którą sięgnęłam w waszyngtońskiej bibliotece(You don’t have to be wrong for me to be right. Finding faith without fanaticism, Harmony Books, New York 2007) uroczystościom reinauguracyjnym oświęcimskiej synagogi poświęca cały rozdział.

Stawia tezę, którą odzwierciedla tytuł jego książki. Chodzi tu o przeciwstawienie się przeświadczeniu, rozpowszechnianemu przez lubujących się w dzieleniu, a nie łączeniu, że aby ktoś miał rację, ktoś z poza jego kręgu musi być w błędzie. A ponieważ jesteśmy przy zagadnieniu żydowskiej zagłady, rabin, co warte podkreślenia, demaskuje także inny mit – cierpienie jednych jest okropniejsze, jeśli ustali się, że inni cierpieli mniej.

Do Polski Hirschfield przyjechał z delegacją właśnie na otwarcie synagogi. Rozpoczyna opis od spotkania modlitewnego z chasydami i dostrzega ich… nieufność wobec siebie, Żyda, nawet rabina, ale innej formacji. Obserwuje także Oświęcim - mieszkańcy skromni, raczej przyjaźni, choć bolą epizody wrogości. „Zdarzało się, że ktoś na nas spluwał. Dlaczego? Nie wiem. Może nie chcieli wracać do bolesnych wspomnień?”.

W książce przypomina postać ks. Jana Skarbka, ktόrego imieniem nazwano plac, na którym odbywały się uroczystości. Bardzo zasłużony dla katolickiej społeczności, pracował przed wojną dla dobra stosunkόw polsko-żydowskich. Tolerancyjny i życzliwy, był człowiekiem dialogu. W środowisku żydowskim był poważany, jako człowiek o kryształowym charakterze. Sam stał się ofiarą nazistόw, ale wojnę przeżył. Na placu ks. Jana Skarbka Hirschfield uczestniczył w oficjalnej uroczystości z udziałem przedstawicieli Polski, Izraela i Stanόw Zjednoczonych. Były mowy, błogosławieństwa i historie opisujące życie w Oświęcimiu przed wojną. Polacy, co stwierdza z satysfakcją, z pietyzmem odtwarzają utwory muzyczne, ktόre niegdyś śpiewali polscy Żydzi. Na zakończenie biskup Rakoczy zapowiada, że następnego dnia odprawi uroczystą Mszę w głόwnym kościele Oświęcimia, niedaleko synagogi. Autorowi wydaje się, że biskup jest tym wszystkim raczej zakłopotany.

zrozumieć drugą stronę

Godzina rozpoczęcia Mszy św. wypadała tylko nieco poźniej niż termin modlitw w synagodze. Spodziewano się więc, że ten, kto zamierza iść do synagogi raczej nie uda się na Mszą i vice versa. Rabin i paru jego towarzyszy zrobili jednak inaczej. „Czemuż nie cieszyć się pięknem obu tych nabożeństw?”.

Hirschfield nie pozbawiony był obaw. Ortodoksyjni Żydzi nigdy nie przestąpiliby progu kościoła. W powietrzu wisiał znany ciężki i często powtarzany zarzut: „Polacy, wszyscy niemal będący katolikami, przyczynili się do samego istnienia takich obozόw zagłady jak Auschwitz”. Do tej pory krąży przecież wiele historii o polskim antysemityzmie, opowiadanych przez ocalonych. Brad Hirschfield jednak nie chciał się na tym zatrzymywać. Chciał zrozumieć drugą stronę. ”Kiedy to piszę, muszę także wspomnieć, że w Auschwitz zginął milion Polakόw i że żydowskie doświadczenie Holokaustu sprawia, iż zbyt wielu Żydόw zapomina, że Polacy także byli ofiarami. Wielu Polakόw ryzykowało życiem swoim i swoich rodzin, by ratować Żydόw przed nazistami. Czy ryzykowałbym życie moich dzieci, żeby ratować kogoś obcego? Łatwo dziś odpowiedzieć twierdząco, ale kto może mieć pewność, zanim znajdzie się w takiej sytuacji?”.

W starym kościele rabin i jego towarzysze chcieli cicho usiąść z tyłu. Zaraz przybiegli dwaj seminarzyści lub ministranci i posadzili mężczyzn przy samym ołtarzu, a kobiety w pierwszej ławce. Msza w zamyśle biskupa poświęcona była pamięci ofiar Holokaustu. Uznał pojawienie się na niej Żydόw za ważne dla całej wspόlnoty, „ważne dla przyzwoitości, pojednania, odnowy”. W homilii po polsku - część została przetłumaczona na angielski - biskup powiedział: „Nie zgromadziliśmy się tu, żeby mόwić o godności pomordowanych. Mają w niebie miejsce zapewnione po tym, co wycierpieli. My musimy pokazać naszą godność. Jeśli nie będziemy pamiętali o nich wszystkich, to pod znakiem zapytania stanie nasze miejsce w niebie”.

Rabin nie mόgł się nadziwić. Biskup Rakoczy uczył, dawał świadectwo wspaniałej teologii, że istnieje też odpowiedzialność za ludzi spoza naszego kościoła, narodu czy plemienia. Kiedy przyszedł moment przekazania sobie znak pokoju, jakiś młody ksiądz – ktόry wydawał się być niezbyt zadowolony z przebiegu Mszy – na Szalom gości odpowiedział chłodno „pokόj z tobą”. Biskup tymczasem podszedł do Hirschfielda, ujął jego dłoń w swoje ręce i patrząc mu w oczy wypowiedział hebrajskie Szalom.

„Zmiotło mnie to z nόg. Co za wspaniały nauczyciel.(...) Niesłychane. Mόwił mi: »Wychodzę ci na przeciw. Wiem, że nie możesz tu całkowicie uczestniczyć, ale pomogę ci czuć się bardziej sobą w mojej przestrzeni«. Tego już było za wiele. Czułem, jak po policzkach spływają mi łzy”. Następnym szokiem była melodia z dzwonnicy. Pieśń Przynosimy ci pokόj.

„Czy możecie sobie wyobrazić polski kościόł o rzut beretem od obozu zagłady, grający hebrajską melodię i biskupa, ktόry zadał sobie taki trud, żeby ją znaleźć. Biskup nie żywił obaw, że ta Msza przynosi jakąś ujmę religii, że godzi w katolicyzm. W jego rozumieniu nie musieliśmy być w błędzie, żeby on mόgł mieć rację. Czy to z powodu przemyśleń czy intuicji, biskup Rakoczy okazał się idealnym wzorem wiary bez fanatyzmu. Ale tylko ktoś, kto nie jest fanatykiem, może zobaczyć sprawę szerzej. Nie chciałem opuścić kościoła.(...) Najlepszą część siebie odnajdujemy w relacjach z innymi ludźmi. To właśnie oznacza Kochaj bliźniego jak siebie samego. Taką właśnie postawę miał biskup... Jeśli to jest możliwe w Auschwitz, to możliwe jest także gdzie indziej”.


 

Joanna Petry Mroczkowska, doktor nauk humanistycznych, tłumaczka, eseistka, krytyk literacki, członek Zespołu Laboratorium WIĘZI, współpracownik Miesięcznika katolickiego LIST. Autorka książek: „Amerykańska wojna kultur”, „Siedem grzechów głównych dzisiaj” i „Niepokorne święte”. Mieszka trochę w Krakowie, trochę pod Waszyngtonem.

Newsletter

Zapisz się
do góry