„Bóg. Muzyka. Trwanie” – rozmowa o fundamentach życia, wspomnieniach dotyczących Osób Jana Pawła II i Kardynała Macharskiego, o sacrum w muzyce. Tym razem interlokutorem Dominiki Jamrozy jest ks. Robert Tyrała, profesor Akademii Muzycznej i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, prezydent honorowy Międzynarodowej Federacji „Pueri Cantores”, prodziekan Wydziału Historii i Dziedzictwa Kulturowego UPJPII w Krakowie. Spotkanie w ramach cyklu „Rozmowy Sceny Papieskiej”.
DJ: Wiele jest płaszczyzn, wyzwań i kierunków działań, których się w swoim życiu Ksiądz podjął, chcę jednak zapytać o te fundamentalne etapy, momenty, które z perspektywy lat są dla Księdza istotne?
RT: Myślę, że wszystko, co działo się po ukończeniu Krakowskiego Wyższego Seminarium Duchownego, było tworzeniem fundamentów dla tego co później się zdarzyło. Pamiętam swoje święcenia. To był moment potwierdzający mój wybór, powołanie do kapłaństwa. Kolejnym ważnym etapem była praca i doświadczenie zdobyte w pierwszej parafii Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Andrychowie, gdzie spotkałem dwóch wspaniałych proboszczów: Księdza Andrzeja Waksmańskiego i Księdza Mariana Tobołę oraz kolegów księży wikarych i ludzi świeckich, którzy pokazali mi piękno Kościoła. Do dziś łączą mnie z nimi więzy przyjaźni. Sądzę, że studia teologiczne i praca ze świeckimi były bazą, na której można było potem budować. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich, ale na pewno fundament wiary zawdzięczam rodzicom - wspaniałej mamie, która zawsze jest pełna nadziei - z jej życiową filozofią, że nigdy nie należy się poddawać oraz mojemu pracowitemu tacie. Ważne było też po latach moje ponowne spotkanie ze środowiskiem muzyków. Dzięki ukończeniu Liceum Muzycznego w Krakowie, w którym poznałem m.in. Wiesława Delimata, Witolda Zalewskiego, Mieczysława Tuleję (naszego profesora z Liceum), potem Jerzego Kurcza i innych, udało się zgromadzić razem wszystkich, by tworzyć struktury edukacyjne w naszej Archidiecezji: szkołę podstawową i średnią dla organistów, Instytut Muzyki Kościelnej. Dzięki pracy na rzecz Federacji „Pueri Cantores” poznałem wspaniałego człowieka, Katalończyka Josefa Marię Torentsa oraz wielu innych ludzi, którzy prowadzą fenomenalną działalność w Europie, Afryce, w Ameryce Północnej, Południowej czy w Azji. Mają tak wielkiego ducha, że to ja się od nich nieustannie uczę.
DJ: W procesie budowania kolejnych dzieł „na owej solidnej bazie”, ale chyba także wcześniej, duży udział miał również Ksiądz Kardynał Franciszek Macharski?
RT: Oczywiście, był bardzo ważną osobą w moim życiu. Przed laty podporządkowując się decyzji Księdza Kardynała, rozpocząłem kolejne studia, tym razem muzyczne, chociaż musze przyznać, że uważałem wtedy, że może inni powinni to robić. Kardynał Macharski stawiał mnie czasami w sytuacjach „bez wyjścia”. Na przykład nigdy nie nauczyłbym się języka włoskiego, gdyby nie wysłał mnie do Reggio Emilia na czteromiesięczny kurs nauki tego języka. Myśląc dziś o osobie Księdza Kardynała Macharskiego uważam, że miał niezwykły dar: patrzył daleko w przyszłość. Zwracał uwagę na te kwestie, które potem stały się „krokami milowymi” w moim rozwoju osobistym, w mojej pracy. Kiedy myślę o innych, ważnych w moim życiu kapłanach to na pewno muszę wymienić księdza profesora Edwarda Stańka, mistrza pracowitości i duchowości. Bardzo dużo ode mnie wymagał podczas pisania pracy magisterskiej z teologii. Do dziś korzystam z wyrobionego wówczas warsztatu. Ksiądz profesor Stefan Koperek - promotor mojego doktoratu - pokazywał nam swoim uczniom, że kapłaństwo musi mieć ludzkie oblicze, mówiąc do nas: „Trzeba ludzików szanować”. Dzięki księdzu profesorowi Andrzejowi Zającowi, który założył Federację Polską „Pueri Cantores” i zaprosił mnie do współpracy, pewno nie byłbym przez dwie kadencje Prezydentem tej Międzynarodowej Federacji. W 2004 roku zostałem Asystentem Kościelnym tego Stowarzyszenia, trzy lata później zrealizowaliśmy w Krakowie, także z Pani udziałem, XXXIV Międzynarodowy Kongres „Pueri Cantores”.
DJ: Za to wspaniałe doświadczenie duchowe, artystyczne i zawodowe, dziękuję.
RT: Z wzajemnością. Chcę jeszcze wrócić do osoby Księdza Kardynała Macharskiego. Wiem, że kwestie dotyczące muzyki leżały na jego sercu. Wyniósł to z domu. Opowiadał mi, że w niedzielne popołudnia jego mama siadała w salonie i grała na fortepianie. Ten fortepian - znakomitej klasy instrument Bechsteina - znajduje się teraz w naszej Archidiecezjalnej Szkole Muzycznej im. Ks. Kardynała Macharskiego. On go nam podarował. To było właśnie jego myślenie dalekowzroczne.
DJ: Rozumiem, że nikt inny tej placówce patronować nie mógł.
RT: Oczywiście, doskonale wiedział, że bardzo ważne jest stworzenie struktury edukacyjnej, z której „wyjść” mieli później dyrygenci i organiści pracujący w naszej diecezji. Mieliśmy w Krakowie szczęście, ponieważ przed laty Kardynał Wojtyła wspólnie, m.in. z księdzem profesorem Wacławem Świerzawskim, docentem Marianem Machurą stworzyli Instytut Liturgiczny. Kardynał Wojtyła doskonale wiedział, że trzeba pogłębienia teologii liturgii, muzyki liturgicznej, że potrzebne jest kształcenie w tym kierunku. W powołaniu do życia naszej szkoły, na bazie Studium Organistowskiego, wspierał nas Kardynał Franciszek Macharski, ponieważ wiedział, że należy inwestować w młodych ludzi, a przede wszystkim chciał kontynuować dzieło rozpoczęte przez swojego poprzednika. Kardynałowi Macharskiemu nie zależało na poklasku, chciał żmudnej i konsekwentnej pracy, która za jakiś czas miała przynieść swoje owoce. Przy tej okazji chcę podkreślić także zasługi Księdza Kardynała Stanisława Dziwisza, który był zaangażowany w powstanie Międzyuczelnianego Instytutu Muzyki Kościelnej. To w domu Księdza Kardynała podpisywane było w 2008 roku porozumienie pomiędzy Akademią Muzyczną w Krakowie, a Papieską Akademią Teologiczną i pewnie nie doszło by do tej chwili, gdyby nie jego wielkie i wspaniałe wsparcie.
DJ: …i teraz to dzieło promieniuje. To wynik wielu wypadkowych: idei, pomysłu, któremu towarzyszy oczywiście długofalowy proces twórczy, ale też prawdziwy ludzki dialog i wzajemny szacunek, odwaga do budowania relacji i podejmowania wyzwań.
RT: Moim wzorcem w tych kwestiach był i na zawsze pozostanie święty Jan Paweł II. Opowiem o sytuacji, którą przeżyłem podczas studiów w seminarium, w 1987 roku podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Wyznaczono mnie jako „rezerwowego” do śpiewania psalmu i tak się szczęśliwie złożyło, że dostałem się ostatecznie do papieskiej asysty jako drugi ceremoniarz. Moim zadaniem było podczas Mszy Świętej w Katedrze Wawelskiej trzymywanie Ojcu Świętemu mikrofonu. Przed Eucharystią, w zakrystii, Ojciec Święty podał mi swoją dłoń, witając się z każdym z nas. Dodam tylko, że jak się denerwuję to mam zimne ręce. Musiał to moje zimno poczuć. Poklepał mnie wtedy po twarzy i powiedział: „Nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze”. Zawsze, kiedy stoi przede mną jakieś trudne wyzwanie, trudna rozmowa to ten moment sobie przypominam. Dziś możemy już prosić Boga, przez Jego wstawiennictwo. To wielka nadzieja.
DJ: Był w tym prawdziwie ojcowski gest. Papieskie wezwanie „nie lękajcie się”, stało się takie namacalne.
RT: Tak, po latach, kiedy wielokrotnie uczestniczyłem w przygotowaniu papieskich pielgrzymek, wiedziałem, że wszystko musi być przygotowane perfekcyjnie, ale też „po ludzku”, bo tego by sobie życzył. On nie miał wątpliwości, że spotkanie z ludźmi musi być poprzedzone trwaniem przed Bogiem, że człowiek jest drogą Kościoła.
DJ: „Po ludzku” nie znaczy dla mas, infantylnie. Sądzę, że w Jego rozumieniu oznaczało to przede wszystkim godnie.
RT: To prawda. Widziałem Jana Pawła II wielokrotnie podczas modlitwy w watykańskiej kaplicy. Dla kapłana - zwłaszcza młodego - to ważne doświadczenie. A propos młodości i … szczerości. W czasie kiedy Kardynał Macharski wysłał mnie do Reggio Emilio, wspólnie z moim przyjacielem księdzem Tomaszem Kanią, już niestety nieżyjącym, pojechaliśmy na audiencję do Castel Gandolfo. Na pytanie Jana Pawła II czym się obecnie zajmuję, „palnąłem”, że rozpoczynam ewangelizację Akademii Muzycznej w Krakowie. Ojciec Święty szczerze się wtedy roześmiał i powiedział: „Przecież tam jest moja uczennica, wielu moich przyjaciół”. Od tej chwili zrozumiałem, że tak naprawdę tylko kontynuuję rozpoczętą przez innych pracę. Jestem tylko ogniwem, które łączy to, co już było z tym co będzie. Ktoś był już przed nami i po nas też ktoś będzie.
DJ: „-Panie! /Ty jesteś najwyższą Harmonią!/Twoją muzyka jest córą odwieczną-/I z wysokości Twoich sfer/zsyłasz melodii szczęście ziemi” to z poematu Karola Wojtyły „Mousike”. Gdzie ksiądz i muzyk odnajduje Boga?
RT: „Oddechem”, który pozwala mi zanurzyć się w tym, co najważniejsze jest Eucharystia. Papież Benedykt XVI podczas pielgrzymki w Krakowie w 2006 roku powiedział coś, co bardzo mocno utkwiło mi w pamięci, że my wierzący, mamy stać na ziemi nieustannie wpatrując się w niebo. Ważne miejsce w moim życiu zajmuje Katedra Wawelska. Odprawiam tam msze święte. Mam świadomość, że to ważne dla nas Polaków miejsce. Tu się oddycha kulturą i duchem narodu. Kiedy tam jestem, widzę również Jana Pawła II. Jego wpływ na to, co robię jest ogromny. Staram się jak On odnajdować Boga przede wszystkim w drugim człowieku. Pewnie robię to nieudolnie, ale staram się. Dziecko w Indiach zadało mi - podczas mojej ostatniej tam wizyty w grudniu 2016 roku - pytanie: „Co dla Ciebie jest najważniejsze?” Odpowiedziałem: „Spotkanie z Tobą, bo widzę, że w Tobie mieszka Pan Jezus, że to jest żywe i prawdziwe”. Boga odnajduję oczywiście również w muzyce, i staram się Go dostrzegać we wszystkim, co mnie otacza, to jest jak tlen. Nie umiem tego inaczej ująć. Oczywiście Sobór Watykański II podpisał się pod tezą lansowaną przez Jana Pawła II, zakładającą, że łączenie wrażeń artystycznych z religijnymi jest jedną z dróg do poznania Boga. Ta teza odnalazła piękną kontynuację w myśli Papieża Benedykta XVI. Jego spotkanie z przedstawicielami środowisk twórczych w Kaplicy Sykstyńskiej w 2009 roku uważam za bardzo ważne…
DJ: … a przypomnijmy tylko: odbyło się w dziesięć lat po opublikowaniu „Listu do Artystów” Jana Pawła II , wpisując się także w dialog z artystami podjęty w XX wieku przez Papieża Pawła VI. Upamiętniało również 45. rocznicę spotkania tego Papieża ze środowiskiem twórczym. To założenie na pewno jest ważne zwłaszcza dla tych, nazwijmy „trudnych”, poszukujących wiernych, którzy przychodzą do kościoła jeszcze po coś więcej, czasem po to, by otrzymać dodatkowe bodźce. Obcowanie ze sztuką przez duże „S” pozwala im przy Kościele wytrwać…
RT: Mam tego świadomość. Nie każdy wierny przychodzi do kościoła, by wysłuchać homilii, ale może też i po to, by więcej przeżyć, może zobaczyć dzieło sztuki, może wysłuchać koncertu, ale jako kontrargument, powiem, że czasem cisza, brak tych „dodatkowych bodźców” - jak to Pani ujęła - to wszystko może bardziej przemawiać, niż wszechobecna informacja czy obraz. Msza święta to przede wszystkim spotkanie z Panem Bogiem, bardzo intymne spotkanie. W tym spotkaniu swoje wyjątkowe miejsce ma właśnie sztuka. Ona może być szczególnym językiem dialogu z Bogiem.
DJ: Kardynał Wojtyła powiedział w 1978 roku, na Jasnej Górze, podczas inauguracji X Festiwalu Pieśni i Piosenki Religijnej Sacrosong: „Trzeba zachwytu nad wszystkim, co jest w człowieku. A jeżeli w człowieku jest taki wymiar, któremu na imię sacrum, a jest! to tego nie można zakłamywać, tego nie można eliminować środkami administracyjnymi i mówić, że to jest kształt współczesnej kultury. Laicki kształt. Mimo upływu lat myśl ta pozostaje wciąż aktualna. Czy sztukę współczesną można uprawiać – wiem brzydkie słowo, ale pojemne - w oderwaniu od „sacrum”?
RT: Są tacy, którzy twierdzą, że sztuka jest po prostu „sacrum”, ale trzeba to powiedzieć, że wchodzimy w bardzo delikatny temat, ponieważ nie wszystko, co dziś nazywamy sztuką możemy wpisywać i łączyć z „sacrum”.
DJ: Ba, co do niektórych przejawów twórczości tzw. artystycznej słowo sztuka może być w ogóle nieprzystawalne.
RT: Sztuka staje się sakralna poprzez pewne założenia. Jakie to mogą być założenia? Oczywiście tematyczne inspiracje, źródła, odwołania do własnych doświadczeń religijnych, ale sztuka może być również wyznaniem wiary. Ilu jest wspaniałych kompozytorów, którzy tworzyli genialną muzykę zanurzoną w „sacrum”, mówiąc, że są niewierzący albo, że mają problem z wiarą ? Przypomina mi się w kontekście Pani pytania wypowiedź Papieża Benedykta XVI. Kiedy w 2015 roku odbierał doktorat honoris causa dwóch uczelni: Akademii Muzycznej i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II wygłosił wspaniałe przemówienie…
DJ: … wiem, o jakiej wypowiedzi Papieża Benedykta XVI Ksiądz mówi. Uważam, że to jeden z najpiękniejszych traktatów o muzyce, który dał nam Watykan.
RT: Papież senior zwrócił wówczas uwagę na trzy źródła pochodzenia muzyki: pierwsze to miłość, drugie – doświadczenie cierpienia, śmierci oraz trzecie – spotkanie z tym, co boskie. Wyartykułował wtedy genialną myśl, że te dwa pierwsze, w tym ostatnim się zawierają. Sądzę, że jeśli Pan Bóg stworzył człowieka - chociaż człowiek może robić wszystko, by wymazać to z pamięci - to jednak wpisane jest w naszą duszę pragnienie oglądania, doświadczenia, dotknięcia Boga. Zawsze, kiedy człowiek tworzy, może nieudolnie, nawet wtedy, kiedy wcale się do tego przyznać nie chce, to wynika z pragnienia spotkania z „sacrum”, z tym, co metafizyczne, szuka wręcz absolutu. Wpisane w serce człowieka piękno, prędzej czy później ma wielkie znaczenia dla człowieka. Oczywiście jeśli człowiek chce to dostrzec.
DJ: A ja przypomnę słowa Jana Pawła II, który w „Liście do Artystów” napisał także: „Nawet wówczas, gdy artysta zanurza się w najmroczniejszych otchłaniach duszy lub opisuje najbardziej wstrząsające przejawy zła, staje się w pewien sposób wyrazicielem powszechnego oczekiwania na odkupienie”…
RT: … ponieważ Papież w tym wszystkim poszukiwał człowieka i wiedział, że każdy człowiek jest tylko człowiekiem, jest słaby, ale mocny mocą Boga. Wiedział, że jeśli człowiek da się prowadzić łasce Bożej, poczuje się na serio cały w rękach Boga …
DJ: W odnajdywaniu Boga w człowieku drogę wskazał Mu święty Brat Albert, artysta-malarz, który stał się sługą najuboższych. Wojtyła poświęcił mu jeden ze swoich dramatów, nazywając go „Bratem naszego Boga”, a po latach wyniósł na ołtarze. Więcej już nie było można. Paralelizm Ich losów jest oczywisty. Wróćmy jednak jeszcze do tematu „sacrum” w sztuce.
RT: Jeśli mielibyśmy odnieść się np. do dokumentów Kościoła to one określają różne kwestie, np. w dziedzinie muzyki mówią o doskonałości formy. Czujemy sakralność, kiedy słuchamy np. chorału gregoriańskiego, w którym nie ma podziału na takty, ale kluczem do jego interpretacji jest słowo, i do tego słowa napisano melodię. Jak ten temat rozwijał się w muzyce później? Co to jest doskonałość formy? Wiele można by o tym mówić w całej historii muzyki, zwłaszcza tej kościelnej, ale może warto zauważyć, że współczesnym doskonałym przykładem sakralnej doskonałości formy muzycznej jest odpowiedź jaką dał w tym temacie Henryk Mikołaj Górecki. Jego muzyka, kompozycje to długie nuty, czyli długie trwanie. Dlaczego, pytamy. Odpowiedź brzmi: „Ponieważ Pan Bóg trwa. Pan Bóg jest niezmienny”.
DJ: Muzyka jest chyba najbardziej uniwersalnym językiem sztuki, pozawerbalnym „pomostem”.
RT: Zgadzam się z Panią, mogę podać przykład w oparciu o swoje doświadczenie w ramach pracy w Federacji „Pueri Cantores”. Nie myślałem o tym wcześniej, ale przyszło mi kiedyś prowadzić dialog ekumeniczny poprzez działanie związane z muzyką kościelną. Niedawno jako ksiądz katolicki, w anglikańskiej szkole muzyki sakralnej otrzymałem tytuł honorowy. Wydaje się, że to stało się potwierdzeniem naszego założenia, że nie zatrzymujemy się na tym, co nas dzieli, ale szukamy porozumienia. To porozumienie i wola dialogu łączyła nas - osoby pracujące w sekcji muzycznej Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Prezentowaliśmy różne poglądy, różne środowiska, szkoły i tradycje. Z dwóch tysięcy młodych ludzi wybraliśmy chór składający się z 320. osób i przeszło 80-osobową orkiestrę. Myślę, mam taką nadzieję, że w naszej jedności przyczyniliśmy się do tego, że może do wielu Pan Jezus dotarł ze swoją Dobrą Nowiną, także dzięki językowi muzyki …
DJ: Ten dialog różnych szkół i tradycji – stałego repertuaru ŚDM-u, tradycji dominikańskiej, spotkań młodych w Lednicy, dorobku „Pueri Cantores” i in. - był „słyszalny”. Pięknie odnalazła się „Msza Jana Pawła II” Henryka Jana Botora. Co dało Księdzu w tej pracy najwięcej satysfakcji?
RT: Mieliśmy wspólny cel: by pomóc młodym ludziom w dotarciu do Boga, w modlitwie, by stworzyli wspólnotę. Sądzę, że nam się udało. Mimo iż pracowaliśmy na stosunkowo prostych utworach to poprzez jakość wykonania, ich aranżacje, które zawdzięczamy naszym wspaniałym muzykom z Krakowa i nie tylko, wielu wyrażało uznanie. Przypominają mi się słowa Benedykta XVI, który po mszy świętej na krakowskich Błoniach w 2006 roku (a wiem, że pamięta Pani doskonale tę Eucharystię, bo miała Pani w nią swój piękny wkład czytając lekcję), który po komentarzu Księdza Kardynała Stanisława Dziwisza: „Jaka piękna była ta Liturgia!”, odpowiedział: „Piękna była ta liturgia, bo piękna w niej była muzyka”. Była to dla nas przygotowujących to wydarzenie wtedy najważniejsza recenzja, a wiem ile pracy musieliśmy włożyć. Jeżeli człowiek postawi na jakość, to może być ta właściwa droga. To dotyczy także naszej codzienności, myślę oczywiście o muzyce w Kościele. Gdybyśmy do końca zrozumieli w czym naprawdę uczestniczymy, począwszy od księdza, poprzez organistę, a skończywszy na wiernych, inaczej byśmy do pewnych rzeczy podchodzili. Chyba też nie do końca jesteśmy tego świadomi, że muzyka w polskim Kościele jest naprawdę na dobrym poziomie. To jest sztab ludzi, wielu wspaniałych zaangażowanych świeckich, wielu rozumiejących sprawę duchownych. Trzeba też pamiętać, że muzyka to nie tylko nuty, ale to, co jest pomiędzy nimi. Sercem muzyki jest jej interpretacja.
DJ: Muzyka buduje w kościele dodatkową, duchową przestrzeń. Mówię oczywiście tylko o swoich odczuciach, mając świadomość, że w kościele nie mam przeżywać uniesień artystycznych, przychodzę przede wszystkim do domu modlitwy, ale bardzo cenię organistów, którzy sięgają po fachową literaturę muzyczną.
RT: I taką w Archidiecezji Krakowskiej wydajemy, z inspiracji Księdza Kardynała Macharskiego. To seria „Śpiewnika Wawelskiego”, która jest dla organistów opracowaniem harmonizacji pieśni na bazie śpiewnika Siedleckiego oraz śpiewnika „Magnificat”, a także inne pomoce dla organistów. Dodam, że dla takich osób jak Pani, od czasu do czasu podczas mszy świętych wykonywane są przez naszych bardzo dobrych organistów perły muzyki sakralnej. Zapraszam. Uczestnictwem czynnym podczas takich mszy jest także słuchanie. Oczywiście wtedy zadaniem tych, którzy za muzykę są w Kościele odpowiedzialni jest czuwanie nad całością, by była na jak najwyższym poziomie. Przywołam w tym kontekście jeszcze wspomnienie Papieża Benedykta XVI, który powiedział, że kiedy będąc dzieckiem usłyszał, słyszał w kościele muzykę W. A. Mozarta, to wiedział, że będzie uczestniczyć w czymś wyjątkowym. Dzisiaj sytuacja jest bardziej złożona. W kościele obecne są formy klasyczne, skodyfikowane i te mniej wyrafinowane. Jest wiele inicjatyw podejmowanych przez młodych ludzi i to też jest wielkie bogactwo Kościoła.
DJ: Ważne jest jednak to, by mieli szczęście i trafili na dobrego przewodnika i opiekuna muzycznego.
RT: Tymi słowami przywołała Pani w moich myślach znów Osobę Jana Pawła II, który miał świadomość, że młodych ludzi nie należy traktować infantylnie, że trzeba dialogować z nimi i proponować im rzeczy poważne, a coś co jest pospolite, nie jest już atrakcyjne, a tym bardziej święte. To było podczas Światowych Dni Młodzieży w Denver. Jan Paweł II powiedział wtedy do organizatorów, że trzeba młodym pokazać wielkie dzieła malarskie, po to, by zobaczyli świat, nie z tego świata. Od tej pory ŚDM towarzyszy wystawa, i tak też było w Krakowie. Prezentowana była ekspozycja „Maria Mater Misericordiae” z około stu eksponatami, wystawa, którą obejrzało ponad 50. tysięcy osób ! W codzienności, w zabieganiu zapominamy, że na liturgię przychodzimy po to, by wyjść z niej umocnieni. Tak też jest z muzyką. Jeżeli wykonywana jest na wysokim poziomie, to nas ubogaca. Kluczem do rozumienie tego może być wspaniały dokument Jana Pawła II „Dies Domini”. Papież odniósł się w nim do przeżywania niedzieli, czyli dnia, w którym w kościołach gromadzi się wielu chrześcijan. Napisał tam też, że wszystko powinno być dobrze przygotowane, by to głęboko przeżyć oraz to, że powinniśmy włożyć w to naszą wielką pracę. To dotyczy nas wszystkich. Nie wystarczy nastrojenie instrumentów tuż przed liturgią, trzeba to autentycznie z wiarą przeżywać.
DJ: 26 sierpnia 2017 roku minęła druga i ostania kadencja księdza jako Prezydenta Międzynarodowej Federacji „Pueri Cantores”. Dziś, z perspektywy czasu, może warto, choć w kilku słowach pokusić się o podsumowanie tej pracy.
RT: Podzielę się tylko pewnymi spostrzeżeniami. W bardzo odległych nam krajach działają wspaniali, mądrzy i zaangażowani ludzie, którzy mają w sobie tyle wiary i siły duchowej, że powinniśmy się od nich uczyć. Nam, Europejczykom powoli zaczyna tego brakować. Nie przypuszczałem, że słowa Księdza Ferdynanda Maillet, który zakładał Fundację „Pueri Cantores” w 1944 roku: „Jutro wszystkie dzieci świata będą śpiewać boży pokój”, staną się w ostatnich latach tak bardzo aktualne. Patrząc na pracę wszystkich osób zaangażowanych w ten kościelny ruch widzę, że to oni właśnie tworzą taką „ponadnarodową rzeczywistość”. To jest budujące. Na wszystkich zjazdach „Pueri Cantores”, przytaczałem również słowa Jana Pawła II, który powiedział kiedyś do naszych chórzystów w Rzymie: „Wy jesteście wysłannikami piękna, wiary i pokoju”. Bardzo chciałbym i głęboko w to wierzę, że te idee są wyzwaniem na przyszłość.
DJ: Na co dzień pracuje Ksiądz na Akademii Muzycznej i na UPJP2, wykłada chorał gregoriański, prawodawstwo muzyki liturgicznej, prowadzi doktoraty i magisteria, uczy w krakowskim seminarium kleryków śpiewu kościelnego. Popełnił Ksiądz również kilka utworów muzycznych.
RT: Dwie melodie wymienię, ale nie nazywałbym ich kompozycjami. Pierwsza związana jest z Bazyliką Miłosierdzia Bożego w krakowskich Łagiewnikach. Ułożyłem linię melodyczną do pieśni zaczynającej się od słów: „Prowadź nas Duchu Prawdy drogami miłosierdzia” - słowa tej pieśni napisał ksiądz Stanisław Szczepaniec. Druga to melodia do hymnu z okazji Roku św. Brata Alberta, do słów księdza Władysława Hudka. To przecież nie kompozycje, ale taka potrzeba serca wdzięcznego Bogu. Wszystko otrzymałem od Niego. Być może nie zawsze doskonale czy nawet dobrze umiem dziękować, ale próbuję jedynie słuchać Jego głosu.
DJ: Na zakończenie zapytam jeszcze: twórczość których kompozytorów jest Księdzu najbliższa?
RT: „Kantaty” Jana Sebastiana Bacha, „Koncerty fortepianowe” Wolfganga Amadeusza Mozarta czy Siergieja Rachmaninowa, „Pieśni Maryjne” Henryka Mikołaja Góreckiego. Te utwory mają w sobie treść, przesłanie, są ponadczasowe. Tu w każdej nucie słyszymy głębię, treść i wielkie serce, które mówi o nadziei.
DJ: Przywołuje się często słowa Benedykta XVI, który napisał kiedyś, że „boi się teologa, który nie kocha sztuki, bo teologia bez odniesienia do kultury może wywrzeć negatywny wpływ na jego myślenie i na jego teologię”. Rozumiem, że retorycznym jest pytanie: czy słowa Papieża emeryta są Księdzu bliskie?
RT: Oczywiście. Sztuka, w niej muzyka może stać się drogą Ewangelizacji świata. Ja tego doświadczyłem i wiem, że to jedna z dróg Kościoła. Bóg jest Wielkim Artystą, dlatego także muzyka wynika z bożej inspiracji.
DJ: Te słowa są pięknym podsumowaniem naszego spotkania. Dziękuję za czas mi poświęcony, za rozmowę.