26 stycznia 2017 r. odszedł śp. Tadeusz Malak. Odszedł cicho, skromny, ale WIELKI.
(...) powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem (...)
(Przesłanie Pana Cogito, Zb. Herbert)
Słowami poety i przyjaciela Aktora żegnamy Mistrza - Pana Tadeusza Malaka.
Żegnamy Artystę, który swą pracą i doświadczeniem posiadł tak trudno osiągalny stopień zawodowego wtajemniczenia, który oczarowywał nas Słowem…
Żegnamy reżysera, humanistę, wspaniałego interpretatora poezji, Rapsodyka…
Żegnamy Pana Profesora, wychowawcę wielu pokoleń aktorskich.
Odszedł erudyta, który na zawsze pozostanie naszym autorytetem.
Niech potwierdzeniem tych słów będzie przywołanie naszej rozmowy, w której ten wybitny polski aktor podkreślał m. in. wagę odpowiedzialności i wrażliwości artystycznego sumienia, wagę Słowa oraz potrzebę "dawania świadectwa" (publikacja sierpień 2016).
„Nie ma dziś Słowa, które przekazali nam Królowie Ducha...” – Tadeusz Malak – aktor, reżyser, profesor krakowskiej PWST przywołuje wspomnienia związane z osobą Mieczysława Kotlarczyka, z Teatrem Rapsodycznym, z którym związany był w latach 1957-63, opowiada o spotkaniach z Księdzem Kardynałem Wojtyłą i Papieżem-Polakiem, o swojej pracy artystycznej. Kolejny wywiad Dominiki Jamrozy z cyklu „Rozmowy Sceny Papieskiej”.
Dominika Jamrozy: 75 lat temu, 22 sierpnia 1941 roku, odbyło się spotkanie inaugurujące podziemną działalność Teatru Rapsodycznego, w którym w czasie wojny występował Karol Wojtyła. Na przełomie lat 50-tych i 60-tych należał Pan do tego Zespołu, współpracował z dyrektorem, aktorem i reżyserem większości widowisk, panem Mieczysławem Kotlarczykiem. Czy mógłby Pan przywołać w swojej pamięci ostatnie wspomnienie tego wybitnego wadowiczanina?
Tadeusz Malak: To był rok 1976. Podczas jednego z naszych krakowskich spotkań artystycznych, aktorskich z okazji Bożego Narodzenia długo siedział zamyślony, na uboczu, przyglądał się nam. Czuło się, że była w nim norwidowa myśl, norwidowa prawda, tak bliska Karolowi Wojtyle. Nie mogę zapomnieć tego ostatniego obrazu. Z Teatru Rapsodycznego odszedłem w 1963 roku. Mieczysław Kotlarczyk nie był zadowolony, ale był powód mojego odejścia i dobrze się stało. Nasze późniejsze relacje były dobre. Podczas tego spotkania podszedł do mnie i powiedział: „Tadziu, przyjdź do mnie. Wręczę ci Sztukę żywego słowa, niedawno się ukazała”. Wkrótce go odwiedziłem, odbyliśmy długą i ważną rozmowę. Zanotowałem sobie wtedy wiele jego pożegnalnych uwag. Pamiętam, że wówczas marzeniem Kotlarczyka było wystawienie kolejnej wersji „Króla Ducha” J. Słowackiego. Miał ją wtedy gotową, opracowaną.
DJ: Do końca marzył o reaktywacji swojego Zespołu …
TM: Tak, miał w sobie hart ducha. Nie poddawał się. Uważam, że wielkim nieszczęściem była jego śmierć w lutym 1978 roku. Sądzę, że dzisiaj mielibyśmy w Krakowie instytucję, co by tradycję rapsodyczną twórczo kontynuowała, a wtedy, w latach siedemdziesiątych mogła jeszcze w tym uczestniczyć Danusia Michałowska i wiele moich koleżanek i kolegów Rapsodyków. Danusia przecież już po wyborze Karola Wojtyły swój teatr jednego aktora rozwinęła na bazie idei Teatru Rapsodycznego. Sądzę, że to Mieczysław Kotlarczyk właśnie - jak nikt inny - mógł zrealizować dramaty Karola Wojtyły. Perspektywa takiego teatru była, ale Opatrzność zaplanowała to inaczej. Tą główną siłą, która miała się wtedy na świecie pojawić był Papież-Polak Jan Paweł II. To wszystko było dla Karola Wojtyły. To była drogą, którą Duch Święty Wojtyle przygotował. Z tej perspektywy to było sprawiedliwe i tak powinno się było wydarzyć.
DJ: Jan Paweł II w czasie swojego pontyfikatu „oddziaływał” na artystów, ludzi kultury, miał z nimi prywatny, osobisty kontakt, ale kierował do nich też wiele ważkich słów podczas spotkań oficjalnych…
TM: Oczywiście. Nie zapomnę wyjątkowego spotkania z tym właśnie środowiskiem w Warszawie, w Kościele Świętego Krzyża, w czerwcu 1987 roku. Pojechaliśmy tam z Krakowa autobusem, było nas spore grono… Pamiętam kazanie, do nas skierowane….
DJ: … podkreślał w nim m.in. istotę zadania postawionego przed ludźmi kultury, którzy przez wieki jako „wielka wspólnota (…) trwając przy wielorakim warsztacie twórczości, służą „trwaniu” i przetrwaniu narodu”. Dwadzieścia lat temu wiedział, że „ekonomia powinna uczestniczyć w kulturze, a nie ją wykluczać” …
TM: Ba, i jakież to wszystko jest dziś aktualne, on zwracał się wtedy wprost do nas, ale i do obecnych, dzisiejszych artystów polskich. Jaka ogromna siła płynęła z tych słów…
DJ: Ta idea – tworzenie współczesności poprzez zakorzenienie w przeszłości, w tradycji – potem owocowała…
TM: … ale bardzo krótko. Nasz zapał był słaby… Szybko wygasł… Naród, świat sztuki pochłonęły inne sprawy, inne tematy…
Panie Tadeuszu,
za rozmowy, także tę niedokończoną,
czas mi poświęcony,
za Pana zaangażowanie
dziękuję.
Dominika Jamrozy (koordynator „Sceny Papieskiej”)
Fot. S. Proszek/IDMJP2